Zbliża się środa, wielki dzień dla naszej osiedlowej ekipy - spragnionych przygód dzieciaków. Co specjalnego miał w sobie akurat ten dzień tygodnia? Otóż w środę, do pobliskiego sklepu RTV/AGD przychodziła dostawa, a dostawa oznaczała dla nas... kartony! Punkt 10:00 staliśmy już pod sklepem, wyczekując Pana Władka - który dobrze już wiedział, że żaden karton nam nie umknie. Szcześliwi spojrzeliśmy na nasze zdobycze (ku naszej radości były aż aż 2 karotny po lodówkach!) i ruszliśmy w kierunku naszej... tekturowej bazy! Co tu dużo mówić - co środę, nasza budowla pod drzewami znacząco się rozrastała, w tym tygodniu postanowiliśmy dobudować specjalny domek dla królika i "salon" - w którym codziennie popołudniu delektowaliśmy się lodami i lemoniadą. Co tu dużo mówić - lata 90, trochę wyobraźni i ... kartony! Bandzie dzieciaków z krakowskiego osiedla niewiele więcej trzeba było do szczęścia :)
Tak to się zaczęło... Są lata 90., mam 9 lat, zaczynamy wakacje. Jak co roku chwila niepewności, kiedy ja jestem już w przedziale, a mama jeszcze tłoczy się na peronie. Na pewno zdąży? Uf, udało się. Teraz tylko wielka radość, jedziemy nad ukochane morze, od lat do Ustki. Rytm dnia wyznaczają posiłki na stołówce i plażowanie. Po drodze są jeszcze lody, gofry i raz na cały pobyt wyprawa na frytki, wszystko jest przepyszne. Mamy ze sobą aparat na kliszę, do dyspozycji 24 klatki. Zdjęcia z promenady już są, kilka z lodziarni, sporo z plaży. W połowie wyjazdu dostrzegam piękno koron drzew na tle nieba, bardzo chcę je sfotografować. Mamie nieco szkoda cennych klatek, ale obiecuje,że jeśli zostaną nam wolne zdjęcia, będę mogła uwiecznić swoje drzewa. Od tego momentu nie chcę już zabierać aparatu, nie chcę robić zdjęć,żeby tylko zostało na to jedno wymarzone. I udało się. Mam je do dziś,służy za zakładkę do książek. Teraz fotografia to moja pasja, a może niebawem będzie to sposób na życie..:)